Warto żyć ekstremalnie

14:00:00

Pierwszy raz Ekstremalna Droga Krzyżowa ruszyła w moim regionie. Dlatego też pierwszy raz wzięłam w niej udział.

Pochodzę z katolickiej i na te czasy dość popularnej "niepraktykującej" rodziny. Jako dziecko mówiłam przed spaniem paciorek, rodzice zabierali mnie w niedziele do kościoła na mszę dla dzieci (latem po niej na lody, oczywiście), zostałam ochrzczona i przyjęłam pierwszą komunię, chodziłam w szkole na zajęcia z religii, obchodziliśmy zawsze katolickie święta, przyjmowaliśmy księdza na kolędzie. To wszystko jednak wynikało nie z wiary, ale z przyzwyczajenia, z wychowania moich rodziców. W pewnym momencie mojego życia to prowadzenie za rączkę przez rodziców w kwestii wyznania dobiegło końca. Odmawianie pacierza poszło w niepamięć. Jak rodzice przestali chodzić na msze tak i ja tego zaprzestałam. Mimo to nadal katoliczką się poczuwałam, dlatego, że przynależność do Kościoła była dla mnie czymś naturalnym, niekoniecznie zanikającym przy odejściu od praktyki wiary - nie zaniechałam praktykowania, bo przestałam wierzyć (albo nigdy nie wierzyłam), lecz dlatego, że nie widziałam w tym sensu, korzyści, potrzeby. Nadal chodziłam na lekcje religii, bo dla mnie był to przedmiot szkolny jak każdy inny. Jeździłam do pobliskiej wioski na majowy różaniec, bo przy okazji mogłam spotkać się z koleżankami i po nim spędzić z nimi czas. Przystąpiłam do bierzmowania, bo było to dla mnie czymś, co po prostu musiałam zrobić. Brałam udział w rekolekcjach wielkopostnych, gdyż dla mnie zaliczało się to do szkolnych zajęć.

Do życia zawsze podchodziłam racjonalnie. Również do wiary. Choć zawsze dopuszczałam do siebie myśl, że istnienie Boga może być prawdą, nigdy tego nie czułam. Nie czułam potrzeby wiary w cokolwiek, nie czułam Boskiej ingerencji w życie ludzkie. Choć chciałam wierzyć, nigdy nie potrafiłam tego zrobić. 

Szukałam bodźców. Starałam się jak najwięcej czerpać z tego, co katecheci mówili podczas zajęć z religii, bo mówili naprawdę mądre i poruszające rzeczy, które zapalały we mnie iskierkę wiary. Gdy zmarł mój dziadek (pierwsza bliska osoba, która zmarła za mojego życia), też próbowałam w Boga uwierzyć, modlić się do Niego, szukać u Niego pocieszenia, ulgi. Chciałam w Jego istnienie naprawdę uwierzyć. Ale do wiary nie można nikogo zmusić - nawet samego siebie. Zazdroszczę bardzo wszystkim, którzy potrafią wierzyć.

Mimo, że wiele razy próbowałam znaleźć tę wiarę, nic mi w tym nie pomogło. Ale nie należę do tych, którzy łatwo się poddają, zwłaszcza w tak poważnych kwestiach jak m. in. religia. Dlatego postanowiłam wziąć udział w w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej.

Nie powiem, w pewnej części wydarzenie to traktowałam jako fajne sportowe wyzwanie. Przebycie 42 km pieszo to ciekawe doświadczenie. Jednak poszłam tam również dla mojego osobistego poszukiwania. Miałam nadzieję, że może właśnie EDK jest tym wyznaniowym bodźcem, którego szukałam tyle czasu.

TRASA ŚW. ANTONIEGO - POCZĄTEK NA OSADZIE BUREGO MISIA
Osada Burego Misia we Wętfiu k. Kościerzyny to niesamowite miejsce. Kilka lat temu byłam tam na pasterce i do tej pory pamiętam te wszystkie pozytywne emocje, które mi wtedy towarzyszyły. Powracające w tam i przypominając sobie tamte uczucia, od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Msza Święta, która rozpoczęła naszą Drogę Krzyżową napełniła mnie odwagą i motywacją do zdobycia mojego celu - odnalezienia na tej drodze Boga. Po Mszy ruszyłam wraz z resztą uczestników.

Przed wyruszeniem w drogę, Pani koordynator (jak przypuszczam) życzyła nam odpoczynku podczas trasy. Oczywiście tego wewnętrznego. Życzyła nam, abyśmy zarówno wyciszyli się w mowie jak i w myślach, byśmy podczas drogi skupili się jedynie na rozważaniach, byśmy przez to wypoczęli. Słowa mądre. Ale czy możliwe do realizacji?

MILCZENIE, ROZWAŻANIA, ODPOCZYNEK
Na trasie przekonałam się, że możliwe. Nie sądziłam, że godziny spędzone na pieszej wędrówce wpłyną na postrzeganie mojego życia w tak dużej mierze. Nie sądziłam, że poszukiwana przeze mnie wiara jest tak blisko - we mnie. Gdy stawiałam w milczeniu kolejne kroki na tej Drodze Krzyżowej, gdy w mojej głowie kolejne rozważania łączyły się w całość, zaczęłam rozumieć, że mój cel zawsze był we mnie. Oczekiwałam od Boga wyraźnych, wielkich znaków, dowodów na Jego istnienie, gdy On objawiał mi się w małych rzeczach. Patrzyłam na Niego, ale Go nie widziałam. Dopiero teraz to zrozumiałam - teraz, gdy wyciszyłam swoje wszystkie myśli i poddałam się rozważaniom, zrozumiałam, że wystarczyło tylko zauważyć to, na co się patrzyło. Ekstremalna Droga Krzyżowa była moim bodźcem, którego szukałam? Nie. Była moją Drogą do odnalezienia Boga. I za to serdeczne Bóg zapłać!

***

Nie wiem, czy ktokolwiek zrozumie to, co napisałam. Chcę jednak, by zamierzony przeze mnie przekaz był zrozumiały, a więc słowami podsumowania dziękuję za możliwość wzięcia udziału w kościerskiej EDK organizatorom. Gdyby nie organizacja jej w moich okolicach, raczej nie fatygowałabym się gdzieś dalej dla podjęcia wyzwania, a właśnie dzięki EDK zrozumiałam, że nie muszę szukać Boga dookoła mnie (choć i tam On dla mnie jest), ale przede wszystkim w samej sobie. Jeszcze raz: Bóg zapłać!

1 komentarz:

  1. Gratuluję przejścia.

    "...zrozumiałam, że nie muszę szukać Boga dookoła mnie (choć i tam On dla mnie jest), ale przede wszystkim w samej sobie" - pięknie podsumowane ♥

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.